Nastąpił bunt na pokładzie, kompletny, zupełny, bez porozumień, kompromisów i negocjacji. Zastrajkował mój kręgosłup. Oczywiście ja, jako ja, czyli stworzenie z lekkim przemieszaniem i poplątaniem - w takiej sytuacji zareagowałam atakiem maksymalnie głupiego, histerycznego, pozbawionego sensu i wyciskającego łzy z oczu śmiechu. No cóż... Nie pierwszy raz i nie ostatni. Chyba fitness jednak nie do końca mu służy. Chyba powinnam dac mu trochę odpocząc. I może dobrym pomysłem byłby powrót do regularnych wizyt na pływalni... Tylko musiałabym pokonac niechęc do zanurzania się w zimnej wodzie... Zimna woda na pleckach... Brrrr!! Jak ja tego nie lubię. Ale dla zdrowotności pływanie byłoby wskazane.
płaszcz - Gestuz
buty - Caterpillar
beret - no name
spodnie - Zara
czaszko - sweter - New Yorker
love it. i like so much your blog!
OdpowiedzUsuńczachyyyy:)
OdpowiedzUsuńHi!! LOve your style!! i follow you!! Please, follow me too!!
OdpowiedzUsuńThanks and kisses from spain!
www.atacadas.com
pretty coat!
Usuńhttp://forallthatjas.blogspot.com/
I love your skull top! I love skull prints! :)
OdpowiedzUsuńJenn
The Pink Lemonade Girl